Smoki z Komodo




Wieczorem, drugiego dnia świąt zameldowaliśmy się na pokładzie statku. Trwający dwa dni i dwie noce rejs miał nas przetransportować z Labuan Bajo (Flores) do portu na wschodnim wybrzeżu wyspy Lombok. Po drodze czekało na nas kilka atrakcji – snorkling na otwartym morzu, odwiedzenie wodospadu na malutkiej wyspie Moyo u wybrzeży Sumbawy i najważniejsze, polowanie na warany z Komodo.
3-osobowa kajuta, w której miałem spędzić czas podczas podróży, to nic innego jak szafa z piętrowym łóżkiem, brudnym oknem i stadem pełzających owadów. Pomyśleć, że za taką sypialnie trzeba było dopłacić 100 zł od osoby za noc. W innym przypadku można było spać na materacu, na deku.
Pierwszą noc wytrwałem w mojej sypialnianej dziupli. Nad głową miałem jakieś 5 centymetrów przestrzeni, na 6 zaczynało się już drugie piętro łóżka. Drugiej nocy, mimo usilnych starań zmrużenia oka, nie wytrzymałem – wylądowałem na twardej ławce, na górnym pokładzie. Sen umilał mi dźwięk fal obijających się o naszą burtę, przyjemne kropelki deszczu i wiatr. Powyższe atrakcje były o niebo lepsze od zapachu spalin, turkotu silnika i potwornego zaduchu panującego w kajucie.
Do Rinci, wyspy, która całkowicie objęta jest nadzorem Parku Narodowego Komodo dopłynęliśmy o 5 nad ranem. Po krótkiej rozmowie instruktażowej z opiekunami parku, ruszyliśmy na spotkanie z waranami. Wczesna, jeszcze senna pora, już na samym początku trekkingu zmieniła się w czas najwyższej czujności – każdy uczestnik wyprawy wypatrywał na horyzoncie smoka z Komodo, gada nigdzie, poza Parkiem Narodowym Komodo, niespotykanego. Małe Wyspy Sundajskie, pomiędzy większymi – Flores a Sumbawą, to jedyne miejsca na Ziemi, gdzie można napotkać, żyjącego, potomka dinozaura.
Masa Varanus komodensis to 150 kilogramów, a długość ich ciała waha się od 2,5 to 3,5 m. Pozorna to toporność, bo bez większego problemu potrafią rozwinąć prędkość do 20 km/h.
Warany z Komodo żywią się głównie ptakami i ssakami, takimi jak: bawoły, konie, dzikie świnie, ale również odnotowano kilka śmiertelnych ataków na ludzi. Nie można zapomnieć o kanibalizmie smoków – w rzeczywistości tylko one same są sobie zagrożeniem, ponieważ nie mają żadnych naturalnych wrogów w łańcuchu pokarmowym.

pozostało po ofiarach waranaów - nie jedzą tylko głowy
Po parku narodowym nie wolno chodzić bez ochroniarza. Naszej grupie przydzielona trzech pracowników, wyposażonych w patyki, które w razie zagrożenia miały służyć do obrony, przed niebezpiecznymi zauropsydami. Na szczęście nie mieli powodu by ich użyć.


Waran z Komodo to jadowita bestia. Noce spędza w norach, natomiast w dzień poluje. Do potencjalnej ofiary skrada się od tyłu. Mniejsze zwierzęta zabija poprzez ugryzienie bezpośrednio w szyje, natomiast większe infekuje jadem i czeka aż padną. Następnie rozszarpuje ją na kawałki lub doprowadza do wykrwawienia. Smoki z Komodo są niezwykle wyczulone na zapach krwi – tam gdzie ona tam, w jego rozumieniu, łatwiejsza ofiara. Z tego powodu do parku narodowego, zakaz wstępu mają kobiety podczas menstruacji. Zdarzało się, że były one w poważnym niebezpieczeństwie.
Inną metodą zabijania jest powalenie zdobyczy, poprzez uderzenie ogonem, Największa na świecie jaszczurka jest w stanie posłać, tylną częścią ciała, cios o sile 2 ton.
Na naszym szlaku spotkaliśmy kilka potężnie zbudowanych samców. Kroczyli ociężale wymachując długim jasnym jęzorem, ale grupą przyglądającym się im ludzi, nie byli zainteresowani. Jednak, z racji bezpieczeństwa, i tak musieliśmy się usunąć z drogi człapiącym waranom. Nie bez powodu. Ostrożność w kontakcie z tak nieprzewidywalnymi zwierzętami, jakimi są warany, musi być zachowana.


W lutym 2012 roku doszło do bardzo groźnego ataku smoka z Komodo na ochroniarza. Pracownik parku narodowego poświęcił się dla dwójki turystów z Australii. Gdy waran rozpoczął atak, natychmiast nakazał turystom wspiąć się na drzewo - taką samą metodę stosują młode Varanus komodensis, aby nie zostać zjedzonym przez starsze osobniki. Ochroniarz odciągnął uwagę agresora i ledwo uszedł z życiem. Z pogryzioną nogą i zainfekowaną przez jad raną trafił do szpitala w Labuan Bajo. Przeżył tylko dzięki szybkiej akcji ratunkowej. Ochroniarz, mimo chęci powrotu, nie był w stanie bronić zwiedzających przed jaszczurami. Fizycznie wrócił do zdrowia, psychicznie - niestety nie.

Leave a Reply