Ferdynand Kiepski, słynący z dość
sporawego brzucha, czerwonego nosa i pociągu do napojów wysoko i średnio –
procentowych ma swoje odwzorowanie w świecie natury, zresztą nie tylko on.
Sunęliśmy ulicami regionu Kutai,
najbogatszego z pośród wszystkich prowincji Kalimantanu. Równikowe, wilgotne
lasy zostały tam wycięte niemal do ostatniego drzewa. Na ich miejscu posadzono
palmy, z których produkuje się olej, albo wykarczowane, sprzedano naftowym
potentatom z zachodu i Australii. Krajobraz sprzed kilkunastu lat zmienił się
diametralnie. Dżungla została zdegradowana do pustyni, na której 24 godziny na
dobę wydobywa się ropę.
Smutna historia, tej części
wyspy, wcale nie zmierza do końca. Tam gdzie jeszcze ostały się skrawki
dzikiego lasu już niedługo wjadą kolejne spychacze i ciężki sprzęt, które bujną
zieleń zrównają z ziemią.
Jednym z takich, jeszcze
pokrytych zieloną barwą miejsc, jest okolica Czarnej Rzeki (Sungai Hitam).
Całkiem niedaleko od drogi, łączącej Balikpapan z Samarinda, znajduje się
pomost, przy którym zacumowanych było ledwie kilka, starych rozpadających się
łodzi. Jedna z nich okazała się naszym środkiem transportu na Czarnej Rzece.
bezpieczna przystań |
Mętna woda maskowała, co kryję
się pod taflą. Dzikie krzewy i nieliczne drzewa, z dwóch stron, otaczały
niepozorną rzekę. Nie przepłynęliśmy 400 metrów, kiedy nagle, z drzewa na lewym
brzegu, coś z wielkim hukiem, wskoczyło do wody. Minęła dosłownie chwila, gdy
„cosie”, bo było ich kilkanaście, z powrotem znalazły się na gałęziach drzewa.
black river |
Okazało się, że nasza obecność,
zdenerwowała małpy, które w taki oto mokry sposób dały upust swojej złości.
Okolica niezwykła to i małpy musiały być niezwykłe – w tym przypadku pływające,
z ogromnymi nosami i długimi ogonami. Tylko jedna, a konkretyzując jeden samiec
nic sobie nie robił z przybycia niezapowiedzianych gości. Jego mina wskazywała
jakieś naburmuszenie. Jednak wydawał się na osobnika, któremu po pierwsze nie
chce się odstawiać przedstawień ze skokami z wysokości, a po drugie miał zbyt
duży brzuch na tego typu wygibasy. Siedział na najwyższej gałęzi i spoglądał na
nas olewacko. Reszta jego rodziny, zauważając, że głowa rodu dalej siedzi na
drzewie, szybko wróciła na swoje pozycje i nieco zdziwiona czekała, czy
nieproszeni włóczykije sobie odpłynął. Cóż mieliśmy zrobić, przecież wcale nie
chcieliśmy niepokoić tych, postawami przypominającymi ludzi, stworzeń –
odpłynęliśmy.
Te dziwaczne i komiczne małpy to
nosacze. Podobnie jak wcześniej opisywane na blogu orangutany, żyją tylko na
Borneo. To niezwykłe jak wiele zwierząt upodobało sobie do życia najstarszy na
świecie wilgotny las, który znajduje się właśnie w tej części świata.
Gromada Nasalis larvatus, którą spotkaliśmy, w
kabaretowy sposób zaprezentowała kilka typów ludzkich osobowości.
Samca, niczym dżentelmena z pod
osiedlowego sklepu, zdobiło duże brzuszysko i długi czerwony nos, który z roku
na rok staje się dłuższy. Na pewno, nie raz zdarza mu się okłamać przewrażliwioną
żonę, ale bynajmniej nie jest to przyczyną wzrostu narządu węchu. Im nosacz
starszy, tym nos dłuższy – takie to proste.
samica z dziećmi |
samiec |
Niektóre samice, jak to w życiu,
nieźle potrafią spanikować, czy to, kiedy dziecko tapla się w wodzie, czy kiedy
znajomi wpadają z niezapowiedzianą wizytą. Panowie, bywa, także nie pałają
zachwytem z tego typu spotkań. Z niezadowoloną miną siedzą na honorowym miejscu
i niechętnie uczestniczą w rozmowach.
Struktura rodziny nosaczy
odzwierciedla obraz większości muzułmańskich domostw. Jeden samiec, kilka samic
(zazwyczaj 7) i wiele dzieci dzielących jedno drzewo.
Panowie, pewnie myślicie, że to
całkiem wygodny układ. Warto jednak pamiętać: ile żon, tyle kuchni – a to
przecież naszym zadaniem jest zaopatrzyć lodówki.
pływacy z black river |