Kto chciał ten już wie, a kto nie
chciał, ten się dowie. Teraz.
28 sierpnia 2012 roku przekroczyliśmy powietrzną granicę Indonezji. Żeby tam dotrzeć pokonaliśmy długą drogę. Najpierw lot z Warszawy do Mediolanu, następnie do Doha. Na końcu tej trasy widniał napis Jakarta Soekarno – Hatta (nazwa największego lotniska na archipelagu). Stolica Indonezji była, wtedy, dla nas, zwieńczeniem – w końcu dotarliśmy na drugi koniec globu. Minęło kilka dni, kiedy 23-milionowe miasto okazało się kolejnym początkiem. Zaczęliśmy nasze podróże i życie na indonezyjskich wyspach. Surabaja – miasto, w którym był Nasz Dom, dalej Karimun Jawa, Bali, Lombok, Flores, Borneo i wciąż nieodkryta Jawa, z takim perełkami jak Meru Betiri i Alas Purwo – zostawiły w naszych głowach i nader wszystko, w duszach głęboki ślad. Z każdego miejsca, również z tych, które niekoniecznie widnieją w katalogach, mamy wspomnienia i przeżycia.
Indonezja to nie tylko piękne
krajobrazy, plaże z białym piaskiem, palmy i najstarszy las równikowy na Ziemi.
Często bywało tak, że droga prowadząca do określonego celu była niezwykle
trudna i wyboista. Na wysepkach archipelagu roi się od brudnych dzielnic,
biedy, bałaganu, które trzeba pokonać, aby osiągnąć raj. Przebrnięcie pewnych
sytuacji, które rzucał pod nogi los (a może ludzie?) na wulkanicznych wyspach
kosztowało wiele wysiłku, cierpliwości i pokory. Jasne, były chwile zwątpienia,
kłótni z własnymi myślami i osobami pojawiającymi się na drodze. Również
chwilami puszczały nerwy, które muszą ulec gruntownej rekonwalescencji. Jednak,
pomimo tych kłód, które demaskują słabości człowieka, było warto przebywać kolejne
odcinki i spełniać marzenia.
zachód słońca - Kuta, Bali |
W podróży ludzie poznają się na kilka
sposobów. Po pierwsze – zawierają nowe znajomości, wymieniają się pierwszymi
spojrzeniami i kontaktami. Po drugie – pogłębiają (lub też nie) przyjaźnie i poznają
się na sobie, sprawdzają czy na kimś można polegać. Po trzecie – zaglądają do
wnętrza siebie.
Właśnie to ostanie poznawanie
wydało mi się w południowowschodniej Azji najbardziej obfite we wnioski. Z
wiadomego powodu, pozwolicie, że nie zaprezentuję tych przemyśleń.
Blisko 6-miesięczny pobyt na
archipelagu zakończył się. Niesamowity czas – zwiedzania, poznawania,
przeżywania i życia w ogóle – dobiegł końca. Wróciliśmy – niesamowite, że
niemal półroczny rozbrat z nadwiślański krajem upłynął tak szybko. Jednak powrót
to nie tylko przelot samolotem i przywitanie z najbliższymi na lotnisku. To
dużo więcej. To niezwykła mieszanina, stworzona z tętniących emocji i
wspomnień. Mikstura wielu niezapomnianych chwil i uczuć mieszających się i
łączących ze sobą w nieokreślone kombinacje, na które nigdy nie poznamy
receptury. Pamięć dotycząca miejsc, sytuacji, momentów, ludzi z odwiedzanego
terenu wlewa się w probówki umieszczane w bezpiecznej bibliotece naszego
umysłu.
13 lutego 2013 roku
przekroczyliśmy powietrzną granicę Polski. Niemal dwudniowa podróż z Surabaji
do Warszawy zakończyła się miękkim lądowaniem na płycie lotniska Chopina. Koniec
ponownie stał się początkiem.
statki na balijskim niebie |