W buddyjsko-jawajski koncept mandali, czyli obrazowania wszechświata na planie koła, wpisuje się Borobudur – majestatyczna świątynia wybudowana na przełomie VIII i IX w. n.e.
42 kilometry na północ od Yogyakarty jest miejsce, które przypomina Europę, a konkretniej europejskie zabytki licznie odwiedzane przez turystów.
Podobieństwo nr 1:
Bilety wstępu do Borobudur to koszt 9$ dla zagranicznych
studentów i 18$ dla całej, niebędącej Indonezyjczykami, reszty. Wielka
niesprawiedliwość – obywatele kraju spod czerwono – białej flagi, za taki sam
bilet płacą tylko 3$, i nieważne czy się uczą, czy pracują, czy nic nie robią…
Podobieństwo nr 2:
Największa na świecie buddyjska świątynia położona jest na
terenie ogromnego parku, pełnego wysokich drzew, równo przystrzyżonych
trawników niczym z wersalskich ogrodów, ławek, koszów na śmieci itp.
Podobieństwo nr 3:
Przed wejściem na świątynny teren znajduje się ogromy
parking, na którym zatrzymują się, wypełnione po brzegi turystami, autokary. Każdy,
kto przylatuję do Indonezji odwiedza to miejsce zaraz po wylądowaniu w Jakarcie
– umysłowe blizny po pobycie w stolicy gdzieś trzeba goić, a Borobudur mimo
tysięcy odwiedzających sprzyja kontemplacji. W sumie nie wiem jak to się stało,
ale mimo licznych sesji zdjęciowych na tle buddyjskiej świątyni, chętnie bym
tam jeszcze raz wrócił.
Porównania mają to do siebie, że nie może w nich zabraknąć
różnic – oczywiście zdarzają się też takie, ale nie w tym przypadku. Pierwsze,
co rzuca się w oczy to obsługa, która przepasa turystów sarongami (dla
zwiększenia atrakcyjności miejsca, bo wzorzyste chusty na biodrach są
obowiązkowe w świątyniach hinduistycznych). Kolejną rzeczą niespotykaną na
zachodzie jest darmowy bufet z kawą, herbata i ciasteczkami, przy którym można
zaczerpnąć dawkę energii przed rozpoczęciem zwiedzania. Ostatnia różnica jest
tą najgorszą.
Oblegane przez białych punkty podróży są bardzo sprytnie
zbudowane. Takich zabiegów nie powstydziliby się tvn-owscy specjaliści od
socjotechnik. Otóż, po zakończeniu zwiedzania jakiegoś miejsca należy podążać
za strzałkami z napisem KELUAR/EXIT. Normalna sprawa. I właśnie wtedy, kiedy
wydaje Ci się, że już jesteś w punkcie, gdzie stoi Twój autokar/samochód/skuter
okazuje się, że przed Tobą jeszcze slalom między tysiącami straganów. Sprzedają
w nich wszystko, co możliwe, od tandetnych posążków, przez ubrania, materiały,
na zabawkach i sprzęcie grającym kończąc. O cenach tego badziewia nie
wspominam, bo wszyscy wiemy, jakie przebicie potrafią mieć, niby to skromnie
wyglądające, kobieciny w chustach na głowie. Niektórzy są nieugięci i pokonują,
te ciągnące się kilometrami labirynty nie zwracając uwagi na zaczepki
przekupek, ale są też tacy, którzy ulegają i kupują souveniry – np. gitarę,
albo skrzypce jak nasz francuski kompan z autokaru. nigdy nie widać końca tych kramów. Zaplanowane
dotarcie na czas do miejsca zbiórki zazwyczaj lega w gruzach, bo każdorazowe
przebrnięcie przez zakupowe tortury zabiera 15-20 minut.
O samym Borobudur, bez cienia wątpliwości, można powiedzieć
architektoniczny cud. W andezycie, z którego zbudowana jest świątynia, wykonano
2700 płaskorzeźb opowiadających o wierzeniach i życiu codziennym Jawajczyków i
504 posągi Buddów – ich widok dostarcza niesamowitych wrażeń. Trudno sobie
wyobrazić jak świątynia mogła wyglądać przed wiekami, kiedy rzeźbione tablice
były kolorowe.
Pięć, położonych jedna nad drugą, galerii, które tworzą świątynie, nie przypadkowo tworzą koncentryczny labirynt. Wyznawcy buddyzmu przechodzą go według dziesięciu etapów inicjacji. Ostatnim stadium, kończącym się w najwyższej piątej galerii zdobionej posągami Buddów, zamkniętych w ażurowych dzwonach, jest intuicyjne zrozumienie – na tym etapie wierni wiedzą o świecie tyle, że mogą go kontemplować.
Czcicielem Buddy nie jestem, dlatego mogłem zachwycać się architekturą, bogactwem i pięknem Borobudur również z jej najwyższego punktu. Jednak buddyjskie spojrzenie na świat ma w sobie niezwykły spokój, który dobitnie obrazują otaczające świątynię doliny, pełne palm i zielonych połaci. Niesamowita jest wytrwałość, z jaką dążą do siunjaty („pustki”) – mądrości – krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu i agresji. Podziwiam.
"Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl po co żyjesz " to pozwoliłoby posłuchać siebie,żeby usłyszeć cały świat. Widzę,że ta chwila była Wam dana z czego się cieszę.
Fakt faktem, Borobudur jest tym miejscem, w którym wystrzyżone trawniki nie psują wrażenia, że ma się styczność z prawdziwą, fascynującą historią zamkniętą w kamiennych murach. Czekam na opis Prambananu :)