Surabaja, podobnie jak Dżakarta - cholernie męczące miasto. Wszystkie ulice zakorkowane, a pędzące, niczym galopujące konie, skutery i motory w każdej chwili mogą najechać na Twoje nogi, bo przecież chodników tutaj nie znajdziesz. UWAGA! Jeden, jedyny raz, kiedy spotkaliśmy w Surabaji chodnik, był w drodze do Tunjungan Plaza, największego centrum handlowego, w tej blisko 6 - milionowej metropolii. Chodnik znajdował się po obu stronach, czteropasmowej, jednokierunkowej ulicy. Godziny szczytu jeszcze nie było, a na jezdni tysiące samochodów, które trąbią na siebie bezustannie. Pomiędzy samochody wlewały się skutery, motory i inne jednoślady, wyprzedzały się, tłoczyły, wjeżdżały sobie w zderzaki. Nagle zza chodnikowego zakrętu wyjechał pędzący skuter, który kierował się prosto na mnie. Za nim kolejne i kolejne i kolejne. Plaga dwukołowych pojazdów zaczęła jeździć po chodniku......
różnorodność pojazdów na ulicy w Siwalankerto |
Mieszkamy w dzielnicy Siwalankerto na południu Surabaji. Gdzie się nie obejrzysz tam widzisz meczet, zresztą jak w całej Indonezji. Przez pierwsze tygodnie, codziennie rano, o 4:30, budził mnie "śpiew" muezina z pobliskiej świątyni. Aktualnie, od nawoływań do modlitwy, większe wrażenie robi na poranne "kukurykuuuuuu" tutejszych kogutów i szczekanie psa (do tej pory widziałem w Indonezji tylko dwie sztuki).
Błękitny Meczet w Surabaji |
Jedzenie nie zachwyca, jak dla mnie, człowieka z Gór, za mało tutaj mięsa. Hucznie brzmiące napisy NASI GORENG AYAM, czyli ryż z kurczakiem, to nic innego jak micha smażonego ryżu i malutkie skrzydełko, bardzo chudziutkiego kurczaka. No cóż..
Mówiąc po indonezyjsku, że nie chce się niczego pikantnego, dostajesz przysmak, po którym musisz wlać w siebie minimum dwie szklanki zimnej wody, bo było takie ostre. Od samego przyjazdu poszukujemy NASI GUDEG, czyli słodkiego dania, na bazie dżakfruta, gotowanego na mleku kokosowym, z dodatkiem cukru palmowego. Prawda, że brzmi zachwycająco? Dostaliśmy dwie michy ryżu z zimnymi skórami z kurczaka, na których szczycie znalazły się dwa zgniłe zielone jajka. To było okropne. Zgodnie z M. stwierdziliśmy, że zostaliśmy oszukani, a to co dostaliśmy do spożycia, na pewno nie było nasi gudeg. Poszukiwania tego specjału trwają dalej.
Mówiąc po indonezyjsku, że nie chce się niczego pikantnego, dostajesz przysmak, po którym musisz wlać w siebie minimum dwie szklanki zimnej wody, bo było takie ostre. Od samego przyjazdu poszukujemy NASI GUDEG, czyli słodkiego dania, na bazie dżakfruta, gotowanego na mleku kokosowym, z dodatkiem cukru palmowego. Prawda, że brzmi zachwycająco? Dostaliśmy dwie michy ryżu z zimnymi skórami z kurczaka, na których szczycie znalazły się dwa zgniłe zielone jajka. To było okropne. Zgodnie z M. stwierdziliśmy, że zostaliśmy oszukani, a to co dostaliśmy do spożycia, na pewno nie było nasi gudeg. Poszukiwania tego specjału trwają dalej.
dwie sztuki tutejszego drobiu |
Nie rzadko wydaje mi się, że tubylcy chcą białego człowieka po prostu oszukać. Podśmiewania i szydzące krzyki "Mister", tylko dlatego, że jest się ma się jaśniejszą skórę?? Na szczęście tutejsza przyroda wynagradza wszystko!