662 km2 wielkiego bałaganu - Dżakarta

Tak to prawda, Dżakarta nie należy do najpiękniejszych stolic świata. 18 milionowa aglomeracja Dżakarty, położona na zachodzie Jawy, jest najbrzydszym miejscem, w jakim do tej pory byłem. Wielkie szklane wieżowce, które dominują w biznesowej dzielnicy Dżakarty, często dopracowane do najmniejszego architektonicznego szczegółu, nie wyprą z mojej głowy wszechogarniającego brudu, kurzu, spalin z setek tysięcy rur wydechowych pojazdów, które każdego dnia mkną po ulicach indonezyjskiej stolicy.
Korki, korki i jeszcze raz korki. Warszawski kierowco, jeżeli narzekasz na samochodowy ścisk na Marszałkowskiej lub Prymasa Tysiąclecia, naprawdę, odwiedź Dżakartę, choć na jeden dzień, wtedy poczujesz, że Warszawa to raj dla samochodów. Do tej pory, kiedy mówiłem korki, przed oczami miałem kolumny samochodów, teraz wizja ta została wzbogacona o tysiące skuterów i motorów, które to wjeżdżają, w każdą najdrobniejszą możliwą szczelinę między innymi uczestnikami ruchu.
Chodniki w Dżakarcie? Przejścia dla pieszych w Dżakarcie? Przepisy ruchu drogowego w Dżakarcie?? Turysto, zapomnij! – to odpowiedź na wszystkie powyższe pytania. Poruszać się po indonezyjskiej stolicy o własnych nogach jest tak samo niemożliwe jak wygrana Polski z Niemcami w piłkę nożną.
Funkcjonują tutaj miejskie autobusy TRANSJAKARTA, bajai (trzykołowe pojazdy, bardzo kolorowe, ale również bardzo zardzewiałe i stare), bemo (pickupy z ławeczkami do siedzenia) oraz taksówki (dla wybierających się do Indonezji polecam dwie korporacje BLUEBIRD oraz EKSPRES), są też odważni, którzy jeżdżą wypożyczanymi rowerami.
bajai w porcie Sunda Kelapa
wypożyczalnia rowerów (i kapeluszy)

Pierwsze dni w Indonezji spędziliśmy w hotelu WOW, warunki bardzo dobre, dwójka w cenie 230,000 IDR. Transport z lotniska trwał około 40 minut (wskazówka: wsiadajcie tylko i wyłącznie w oznakowane taksówki!! – Lotnisko w Dżakarcie Jakarta Airport Soekarno – Hatta przywitało nas mnóstwem naganiaczy, którzy na lewo i prawo wymachiwali „autentycznymi” licencjami taksówkowymi. Istny obłęd, każdy chce, aby to właśnie jego transportowe usługi wybrać). Jeden mankament tego zakwaterowania, to dzielnica, w której znajduję się obiekt. Ścisłe centrum Red District of Jakarta, a sama ulica Jl. Mangga Besar (przy niej znajduje się hotel) skupia tutejsze domy publiczne, i panie niezrzeszone w „korporacjach”.
Może to, dlatego że to mój pierwszy wyjazd do Azji, i jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem, ale ciągle wydaje mi się, że w tym największym indonezyjskim CITY panuje wszechogarniający zamęt i ogromny harmider, który połączony z wcześniej wspomnianym brudem, kurzem i korkami, okraszony ciągnącymi się kilometrami zdewastowanymi straganikami, gdzie sprzedaje się wszystko, tworzy, delikatnie mówiąc, widok niezachęcający. Wszystkie punkty w Dżakarcie, do których zapraszał nas przewodnik, były bardzo marne. Nawet Cafe Betavia – pozostałość po epoce holenderskiego kolonializmu, nie zachwyca, ładne wnętrza, ale spodziewałem się czegoś lepszego. Od Sunda Kelapa – zatoki, w której zacumowały tradycyjne indonezyjskie dwumasztowce – pinisi, również oczekiwałem więcej. W centrum miasta, góruje 137 – metrowy obelisk – MONAS (Monument Nasional), w kształcie pochodni, z którego można podziwiać panoramę Dżakarty, z tej ATRAKCJI postanowiliśmy nie korzystać.

wnętrze Cafe Betavia

Miłym zaskoczeniem w Dżakarcie okazała się POLSKA POLONIA! Z tego miejsca chciałbym serdecznie pozdrowić Andrzeja i Beatę, dzięki którym pobyt w indonezyjskiej stolicy był mimo wszystko bardzo udany i będę go bardzo dobrze wspominać. Dziękujemy za wszystko!

Leave a Reply