Ubud – rozsławiony przez książkę
i film „Jedz, módl się i kochaj – to trochę takie Balijskiej Zakopane. Po
pierwsze zewsząd otaczają go góry, a i samo miasto jest niezwykle pagórkowate.
Po drugie pełno tutaj małych i większych galeryjek z malowidłami i pracami
bardziej lub mniej znanych artystów. I w końcu po trzecie – turyści. Tłumy
osób, każdego dnia, odwiedzają Ubud w celu odpoczynku i wzięcia głębokiego
oddechu na dalsze zwiedzanie Bali. Trochę mnie to zdziwiło, bo jak tu
wypoczywać przy takim stężeniu osób na metr kwadratowy? Do tego jeszcze
gromada, przychodnikowych naciągaczy, oferujących wszystkie możliwe usługi.
Świetny interes zrobiliby tutejsi producenci koszulek, gdyby zaoferowali
produkt z napisem: „Saya tidak mau (nie potrzebuję, nie chce): taxi, transport,
massage, sarong, tour, one more sarong, taxi for tommorow, transport for
tommorow, motorcycle”. Ciągłe odganianie nachalnych sprzedawców jest naprawdę
męczące. Tętniąca życiem główna ulica w Ubud – Jalan Monkey Forest –
przesiąknięta jest butikami, hotelami, spa, biurami turystycznymi i ogólnie
rzecz ujmując KOMERCJĄ. Jednak, gdy tylko człowiek odetnie się od tych
wszystkich negatywnych rzeczy, dostrzeże spokój i harmonię, nie tylko tego
miasta, ale całej wyspy. Bali zyskuje wielu nowych barw, kiedy wymaże się z jej
krajobrazu zachodnie wpływy.
Kolorowe sarongi, dziwne nakrycia
głowy, dary składane bóstwom, duże świątynie i przydomowe ołtarzyki, wielkie
posągi oraz małe kamienne figurki, dźwięki gamelanu, rytmiczne uderzenia w
bębny, kadzidła i aromatyczne zapachy – to symbole Bali, które znajdziemy się
za komercyjną granicą. Religia i tradycja – one wyznaczają rytm życia
Balijczyków. Wszechobecny na wyspie hinduizm to także styl życia i filozofia –
nadaje mieszkańcom niespotykanego duchowego bogactwa. Ich wiara i bojaźń jest
ogromna. Podczas codziennych rytuałów nie widać sztuczności i pozerstwa,
wszystkie czynności wykonują z zapałem i uśmiechem. Wydające się na mozolną
pracę przygotowywanie darów sprawia im radość. Nawet w takich prozaicznych
miejscach jak autobus nie może zabraknąć drobiazgów obłaskawiających bóstwa. W
pojazdach dziwi widok malutkich ołtarzyków. Koszyczki z darami – kwiaty,
kadzidła, mentosy i inne słodkości – znajdują się tuż pod lusterkiem, na którym
zawieszony wizerunek Ganeśi (dew z głową słonia, odpowiedzialny za obfitość i
dobrobyt) spogląda na pasażerów i kierowcę.
Do trwających często miesiącami
ceremonii, wyznawcy hinduizmu, szykują się z niezwykłym zapałem i starannością.
Atmosfera, podczas wieczornych schadzek do świątyń, jest bardzo serdeczna i
miła. Uczestnicy – pełne wielopokoleniowe rodziny – nie mają nic przeciwko
przyglądającym się turystom, którzy nigdy dotąd nie widzieli takiego entuzjazmu
i dbałości, w co, jak co, ale religijnych praktykach. Mieliśmy okazję
uczestniczyć w jednej takiej ceremonii.
Plaża w Padang – Padang, przez
wielu uważana jest za najpiękniejszą na świecie. Za dnia oblegana przez pragnących
słońca i surfingu turystów, gdy nastaje zmrok, a bule (biali) rozejdą się do
swoich hoteli zamienia się w … miejsce kultu. Mieszkańcy wioski przychodzą z
koszami po brzegi wypełnionymi owocami i kwiatami. Następnie odśpiewują swoje
pieśni, medytują, po czym przyniesiony dary zanoszą do oceanu, kładą na tafli
wody i pozostawiają. Po rytuale opuszczają plażę i rozchodzą się do domów.
Trochę zostawiają po sobie bałaganu, ale od czego są wiecznie głodne, królujące
w koronach drzew, makaki…
Hinduistyczne budowle to nie
tylko miejsca stworzone przez naturę. To także monumentalne budowle, o
niepowtarzalnym klimacie, W zależności od bóstwa, dla którego zostały
wzniesione, świątynie są usytuowane w różnych miejscach – nad jeziorami
porośniętymi kwiatami lotosu, na skałach obijanych przez oceaniczne fale, w
zacienionych zakątkach dzikiej dżungli, u podnóży albo na szczytach gór.
Większość z nich jest udostępniona do zwiedzania. Oczywiście stosując się do
panujących w świątyniach zasad.
Okolice Ubud, to nie tylko
hinduistyczne świątynie, to także niesamowite pola ryżowe. Ich zielony,
niezwykle intensywny kolor, zachwyci nawet największych malkontentów. Nakładające
się na siebie tarasy tworzą schody prowadzące do pobliskich rzek. Spójrzcie poniżej.
tarasy ryżowe |
Pięknie... Kolorowo...
:) Super!
Dach tej świątyni wygląda jak nałożone na siebie grzyby.