Chwycić byka za rogi




Na samym początku pobytu w Surabaji pojechaliśmy na Madurę – wyspę, którą od Jawy dzieli dosłownie jeden most. Jadąc tam żywiliśmy nadzieję, że uda nam się przeżyć emocje związane z Kerapan Sapi, czyli wyścigami byków. Wtedy nam się nie udało – będąc w Sampang okazało się, że akurat w tamten weekend była przerwa w gonitwach, a Kerapan Sapi odbywały się tydzień przed naszym przyjazdem, i tydzień po nim. Dlatego, byliśmy bardzo zadowoleni, kiedy dowiedzieliśmy się, że ostatni wyścig i podsumowanie sezonu będzie odbywać się w Surabaji.
Na miejską plażę (nie wyobrażajcie sobie czegoś pięknego pod tą nazwą) – Kenjeran, która położona jest w północnej części metropolii, pojechaliśmy zdystansowani. Kilkakrotnie miasto dało nam w kość i nie chcieliśmy po raz kolejny przeżywać rozczarowania, stąd mieliśmy takie, a nie inne nastawienie.
Na teren plaży, czyli ogromnego betonowego placu, częściowo mającego dostęp do morza, a częściowo pokrytego straganami i warungami, weszliśmy przed 10. W Kenjeranie, niedzielne przedpołudni spędzają całe rodziny, ale atrakcje tego miejsca są skierowane przede wszystkim do najmłodszych – psychodelicznie wyglądające karuzele i huśtawki. Najbardziej rzucały się w oczy brodzące, w przerażająco brudnej wodzie, dzieci. Na ich twarzach gościły uśmiechy od ucha do ucha, nie miały też końca wrzaski potwierdzające, że bawią się doskonale! Rodzice natomiast przesiadywali przy stolikach lub na matach rozłożonych na betonie i zajadali z apetytem nasi goreng. Jeżeli dzieciom znudziło się taplanie w otoczeniu zdechłych ryb i tony śmieci, ciągnęły rodziców za rękę po zabawki np. wodne ślimaki z bajkowo pomalowanymi muszelkami – żywe!
zabawki!
Przeszliśmy przez ten cały jarmark i w końcu zobaczyliśmy tor wyścigowy, czyli pas mocno wytartej trawy, odgrodzony od zgromadzonego tłumu lichymi, ledwo trzymającymi się bambusowymi płotkami. Jako biali ludzie zostaliśmy bardzo miło potraktowanie. Zasiedliśmy w loży honorowej, na bogato zdobionych krzesłach, tuż obok starszej muzułmanki – prezydent Surabaji. Zewsząd byliśmy otoczeni ochroną i dziennikarzami, którzy chcieli ująć w obiektywach nasze europejskie twarze. Przed rozpoczęciem wyścigu odbył się taniec otwarcia – siedem młodych tancerek stanęło przed nami prezentując się w pięknych, wielobarwnych strojach, nawiązujących do Madury – miejsca gdzie Kerapan Sapi są święte.
tańce

Nadszedł czas na wyścig. Przystrojone byki, zostały doprowadzone na start, i tam do momentu rozpoczęcia biegu, czekały w zdenerwowaniu i rozjuszeniu. Przeskakujące z nogi na nogę, a w zasadzie z kopyta na kopyto, zniecierpliwione zwierzęta nie mogły się doczekać sygnału do rozpoczęcia gonitwy. Pistolet wystrzelił i dwa zaprzęgi byków (po dwie sztuki w każdym) popędziły jak szalone w kierunku mety.
Dzikie zwierzęta za nic miały, że to już koniec i pobiegły dalej wpadając na zgromadzony na końcu toru tłum ludzi, a później na barierkę, którą pociągnęły za sobą dobre kilkadziesiąt metrów. Oba zaprzęgi prowadzili chłopcy mający 24 lata…łącznie. Początkowo jockeye, dla utrzymania równowagi na drewnianych stelażach, chwytali się byczych ogonów, ale rosnąca z metra na metr prędkość zmuszała ich do zmiany pozycji i przyczepiania się do karków rozwścieczonych zwierząt. W końcowym rezultacie również to nie pomagało, bo dzieci ujeżdżające byki i tak lądowały na ziemi.

przed..

i po starcie.


Tego dnia odbyły się trzy wyścigi (dwa półfinały i finał), każdy z nich był niezwykle dynamiczny, ciekawy i barwny. Całości towarzyszyło bardzo intensywne słońce, które dodawał imprezie niezwykłego kolorytu oraz żaru. Upał doskwierał, szczególnie nam, nieprzyzwyczajonym do takich temperatur, ale od czego był baldachim nad lożą honorową.

Leave a Reply